piątek, 27 lutego 2015

Wsi spokojna wsi wesoła

Na wsi u dziadka i babci Kubuś ma dużo "żywych atrakcji"; jest pies Bruno, kogut, kury, indyki, bywają kaczki. Czasem wpadną z wizytą  gołębie hodowlane sąsiadów. Jak się ma szczęście to można wypatrzeć bażanty i sarny:) A jak się ma pecha, to można wpaść w ogromną dziurę wykonaną przez złośliwe bobry, a podczas zbierania grzybów lub jagód można natknąć się na żmiję, albo dzika.......W dzieciństwie miałam prawie bliskie spotkanie z dzikiem, kiedy z siostrą szukałyśmy grzybów.....Prawie, bo  to nasz wuj zrobił nam psikusa i udawał dzika......ale uciekałyśmy, aż się za nami kurzyło.........to były chwile grozy!!!!!
Coraz trudniej spotkać na wsi krowę, albo konia......przynajmniej w okolicach, z których pochodzę....Coraz częściej można natknąć się na leśne zwierzęta nie tylko na wsi, ale również w mieście,,,jak to było z zagubionym łosiem w Krakowie.
Może wkrótce w zoo będziemy mogli spotkać zwierzęta domowe, takie jak krowa, świnia ( w mini zoo już można spotkać króliki,kury i kozy) itp......i będziemy mogli posłuchać komentarzy w stylu DZIECI TO JEST KROWA!, a dzieci będą zdziwione, dlaczego ona nie jest fioletowa!
Mój miastowy kuzyn, będąc na wsi na wakacjach  robił dochodzenie w sprawie strzałek na piasku...okazało się, że to były ślady kur...żadne UFOludki. Poza tym nie odróżniał natki pietruszki od naci marchewki i nie wiedział, że cielaki to potomstwo krowy....zwykłe sprawy robią się coraz bardzie egzotyczne wśród tych, wychowanych na blokowiskach w wirtualnym świecie gier.

Mam nadzieję, że Kuba  nauczy się trochę AGROkultury i wiejskiej ogłady:)




poniedziałek, 23 lutego 2015

Moja Czarnogóra. Część 3.

Czarnogóra zdobywa serca  pięknymi krajobrazami. Widoki są tu niezapomniane, aż trudno wyrazić ich wyjątkowość. Zapiera dech...Bajka...Sen na jawie.....


My staramy się spędzać wakacje z dala od dzikich tłumów, by móc kontemplować piękno natury i cieszyć się sobą:) Cenimy sobie takie miejsca, gdzie nie musimy walczyć na plaży o dwa metry ziemi...a czego, jak czego nie lubię to piasku, który ląduje na mojej twarzy spod stóp przechodzących plażowiczów. 


Naszym pierwszym przystankiem na czarnogórskiej ziemi była mała wioska Buljarica, położona niedaleko Budvy...wystarczająco blisko, by wyskoczyć po południu na zwiedzanie starego miasta i wystarczająco daleko od zgiełku miasta, natarczywych dźwięków dyskotek.  Na miejscu było to, czego potrzebowaliśmy...słońce, dwukilometrowa plaża zamknięta w objęciach zielonych wzgórz , straganiki ze świeżymi owocami i warzywami, kilka knajpek. 


Jezioro Szkoderskie, naturalny rezerwat ptactwa także zdobył nasze serca. Podróż  rozpoczęliśmy w malowniczej wiosce rybackiej Vranjina, skąd wypłynęliśmy na wody jeziora........



Takie skupiska  lilii wodnej od razu przypominają mi  kadry filmu Noce i dnie....to  pierwsze wrażenie. kolejne było mniej miłe.... wyobraziłam sobie, że za chwilę ta bujna wodna roślinność nas zatrzyma i uwięzi na zawsze i porośniemy pędami lilii stanowiąc nową, naturalną atrakcję tego akwenu. Na szczęście tak się nie stało. Choć ptaszyska krążące nad nami o tym marzyły. Nastrój grozy iście z Króla olch...brrrrr



Kolejnym  naszym celem było zakole rzeki Crnojevica niedaleko wioski Rijeka Crnojevica. Aby tam dojechać, musieliśmy pokonać karkołomną drogę, niekończącą się serpentynę (nie przesadzam wcale). Droga była wąska, a widoczność znikoma. Trzeba było trzymać rękę na klaksonie i w ten sposób sygnalizować kierowcom z naprzeciwka UWAGA, JADĘ!!!!!!!!aaa!! Ale warto było. Widok był wspaniały!  




Sama wioska była dla nas zaskoczeniem. Po jednej stronie drogi przy rzece był rząd knajpeczek, gdzie można było usiąść, coś zjeść i  podziwiać widoki; piękny, stary kamienny most w tle, łódeczki...a po drugiej stronie drogi stały smutne, brzydkie domy, często  bez szyb..bez żywego ducha....opustoszałe sklepy, straszące turystów.....nad jedną z witryn widniał szyld cyrylicą pisany CYBEHIP,  ale zamiast pamiątek, widokówek, magnesów na lodówkę, były tylko jakieś kamienie, połamane krzesła, śmieci..przykry widok.....zastanawialiśmy się co to za dziwne miejsce.....okazało się, że  kiedyś przebiegał tędy ważny trakt handlowy i wioska tętniła życiem....potem zbudowano nową drogę, co zabiło wioskę....pozostały tylko knajpki dla turystów.

 A na koniec wisienka na torcie:) oryginalne konstrukcje rybackie niedaleko Ulcinj.

Ps.1 Poza zwiedzaniem cudownych zakątków Czarnogóry, wypoczywaniem na plaży koniecznie należy zjeść grilowane kalmary z grilowaną cukinią i bakłażanem, czyli lignje na żaru. MNIAM!!!!
Ps.2 Czarnogóra zdobywa serca pięknymi widokami, a łamie je wszędobylskimi śmieciami, które są wyrzucane gdzie popadnie! Ludzie, tak nie można!!!!!!!

piątek, 20 lutego 2015

Czarnogóra po raz drugi

Dziś zabieram  Was w podróż do czarnogórskiej Budvy. Stare miasto jest magiczne  i godne polecenia. Sami zobaczcie i się przekonajcie. Wąskie uliczki, domy z kamienia, urocze, małe sklepiki ................i niezapomniane widoki z murów cytadeli
Jak to Byron podsumował krótko: "Gdy rodziła się nasza planeta, najpiękniejsze spotkanie morza z lądem przypadło czarnogórskiemu wybrzeżu". co racja, to racja!









 Czarnogórskie sklepy jubilerskie pokochałam....wspaniale zaprojektowane, w minimalistycznych, jasnych wnętrzach biżuteria  fantastycznie wyeksponowana...bajka......


 A w drodze powrotnej z Budvy do Buljaricy obowiązkowy przystanek Wyspa św. Stefana

Ps. Czarnogóra jest naprawdę wyjątkowa, ale ludzie tam mieszkający muszą się jeszcze wiele nauczyć i docenić piękno swej ziemi. Niestety dużo śmieci dookoła, wszędzie wyrastają wielkie, szpetne molochy hotelarskie, a ceny porównywalne do tych w Chorwacji, a standard dużo niższy.

poniedziałek, 16 lutego 2015

Zimowe słońce tęskni za latem. Czarnogóra część I

Cóż za wspaniałą pogodę podarował nam luty w ubiegłym tygodniu! Słońce stopiło resztki zimowego krajobrazu. ...A my uziemieni jeszcze do środy z powodu ospy Kubusia. Pozostaje nam przeglądanie albumów i wspominanie wakacji.
W tamtym roku byliśmy w Czarnogórze. Najbardziej zachwycił nas  Perast nad Zatoką Kotorską......nie potrzebowaliśmy żadnych atrakcji, wystarczył widok z okna. A za oknem na wodzie dwie urokliwe wysepki z malowniczymi kaplicami, otoczone dominującym masywem  górskim Kason,  rozdartym w oddali na pół przez cieśninę Verige, która  zaprasza żeglujących do odpoczynku w Perast.
Z wysepkami wiążą się różne tajemnicze opowieści......
Pierwsza wyspa  św. Jerzego, otoczona cyprysami, nazywana jest Wyspą Umarłych....brrrr....ciarki przechodzą po plecach ..chowano tam najbogatszych mieszkańców Perast...taki cmentarz na wyspie dla elity.. Wyspa ta mogła być  inspiracją dla Arnolda Bocklina, który namalował obraz pod tytułem Wyspa Umarłych....albo odwrotnie od tytułu obrazu nadano imię wyspie.. Wyspa tak zawładnęła umysłem malarza, że  stworzył on pięć wersji obrazu. Pierwszy powstał na zamówienie pewnej wdowy, kolejne znalazły się w posiadaniu Freuda, Lenina, Clemenceau i Hitlera....miłośników mistycznej, mrocznej, funeralnej atmosfery...brrrr
Poniżej pierwsza wersja obrazu:

Druga wyspa Gospa od Škrpjela powstała na bazie niewielkiej skały, powiększona sztucznie przez miejscową ludność. Według legendy na tej skale żeglarze znaleźli obraz Matki Boskiej i przyrzekli zbudowanie w tym miejscu kaplicy  w podziękowaniu za uratowane życie. Wyspa  jest ciągle powiększana i wzmacniana. 22 lipca przypada święto fašinada i z tej okazji ludzie płyną na wyspę   łodziami wypełnionymi kamieniami i wyrzucają je dookoła wyspy. Kamienie symbolizują grzechy, które wyrzucają z siebie uczestnicy  procesji.
.....
Dziś mieszka tu około 350 osób,  czas płynie leniwie, dzieje się niewiele..starsi siedzą w cieniu w towarzystwie kotów, młodsi siedzą w łodziach i czekają na turystów chcących się udać na wyspę Gospa od Škrpjela lub przygotowują posiłki dla zgłodniałych w knajpkach przy brzegu... i tylko barokowe pałace, kościoły i wieże zbudowane za panowania Wenecjan  przypominają o dawnej potędze tego cichego miasteczka. Kto by przypuszczał, że tutaj istniała ciesząca się wielkim poważaniem szkoła morska, do której  przybywali na nauki wysłannicy cara Rosji, Piotra Wielkiego......

1. Zatoka Kotorska
 2. Urokliwa jednostka strażacka w Perast
 3. Wieża kościoła św. Mikołaja,  pałac rodu Smekija
 4. Zatoka
 5.W tle pałac braci Bujović - obecnie Muzeum Morskie
6. Wyspa Matki Boskiej na Skale  Gospa od Škrpjela
 7. Wyspa św. Jerzego, zw. Wyspą Umarłych 

piątek, 13 lutego 2015

Jabłko


Kuba dostał na drugie śniadanie gotowane jabłko.
Ja mówię : Kuba, zobacz to jabłko ma ogonek!
Kuba na to zdziwiony: OOOOOOOOOOO, tak,  to jabłko ma ogonek, ale nim nie macha!
…...wiadomo....ogonek nie jest od parady...... Jak się ma, to trzeba machać!

Poniżej jabłka  z ogonkami autorstwa Emilii Dziubak




 Ja i Kuba jesteśmy fanami talentu pani Emilii. Mamy dwie książki z jej ilustracjami i uwielbiamy je czytać i oglądać. Są po prostu piękne i polecamy je każdemu.



A na ścianie w pokoju Kuby wisi plakat Liczby,  również w wykonaniu Emilii Dziubak


środa, 11 lutego 2015

Mała hipochondria



Jakiś czas temu Kuba miał wypadek podczas kąpieli, właściwie już podczas opuszczania wanny. Niefortunnie zawadził nóżką o kant szyby prysznicowej i krew się polała. Trochę bolało, było trochę płaczu. Następnego dnia Kuba już nie myślał o wypadku łazienkowym do czasu, kiedy znowu przyszła pora kąpieli. Kiedy zobaczył plasterek na nodze,  płaczu nie było (dzielny mężczyzna)…do czasu, kiedy plasterek  zaczął się odklejać w wodzie….wtedy rozległo się głośne auaaaaaaaaaaa. Historia powtarzała się przez kilka kolejnych dni i przebiegała w podobny sposób:
1.Kuba zdejmuje skarpetki przed kąpielą, na widok plasterka woła auuuuuuuuuuuua lub  aaaaaaaaaa

2. Kuba orientuje się, że nie wie,  co jest pod plasterkiem, więc nie ma powodu lamentować, bo właściwie nic go nie boli..jęki ustają

3. Kuba wskakuje do wanny, urządza zabawy i dzikie harce w wodzie, pływa, gotuje zupę w plastikowych kubeczkach, bawi się ze zwierzętami z safari itp. jest super do czasu, aż   plasterek zaczyna się odklejać.

4. Kuba widzi rankę i zaczyna histeryzować,

5. Wyciągam go szybko z wanny, ciągle ryczy… odklejam mokry plasterek… ciągle ryczy ... przyklejam wcześniej przygotowany plasterek.....momentalnie płacz,  krzyki, lamenty  kończą się…już nie boli..
Jak ręką odjął w sensie dosłownym i przenośnym, w każdym sensie!
ps.Do wszystkich zainteresowanych: Powyższa historia nie wywarła negatywnego wpływu na dalszy kontakt Kuby z wodą. Nie unika kąpieli:)..Wręcz przeciwnie,,,niedawno Kuba stwierdził w wannie, że on już nie umie pływać i musimy pojechać na wakacje...no tak, w naturalnych, pięknych okolicznościach przyrody pamięć wraca....morza szum, ptaków śpiew tralalala......Kuba dobrze kombinuje:)



poniedziałek, 9 lutego 2015

Zabawa w chowanego



Jedną z ulubionych zabaw Kuby jest zabawa w chowanego. Zabawa w chowanego polega na tym, że  Kuba i tata leżą na łóżku i przykrywają się kocem, a ja muszę ich  szukać w różnych miejscach, z dala od wiadomej pozycji. Akcja poszukiwawcza musi być zakrojona na szeroką skalę, w grę wchodzą wszystkie pomieszczenia i każdy kąt. Osoba poszukująca jest narratorem, który opisuje swoje miejsce położenia (aplikacja GPS) i informuje o zmianie położenia w celu ostrzeżenia osób ukrywających się, by w danym momencie nie ujawniały się, choćby w celu zaczerpnięcia świeżego powietrza. 
Kiedy już tracę entuzjazm, demaskuję miejsce ukrycia. Ostatnio Kuba był  oburzony, gdy ich znalazłam: My się chowamy, nie znajduj nas!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Trzeba dodać, że potem znowu się chowają w tym samym miejscu, a ja muszę szukać od nowa…Bywa to bardzo męczące. Uwięziona w pętli czasu…skojarzenia: Dzień Świstaka!, Syzyfowa praca! (mało zabawne)
Poniżej zdjęcia z zabawy w chowanego w towarzystwie kuzynki Oli i pieska Luli w mieszkaniu u babci. Tam zwykle Kuba ukrywa się pod stołem  lub za zasłoną,  sam lub w miłym towarzystwie, a babcia liczy do dziesięciu i szuka......




czwartek, 5 lutego 2015

Telemania z przymrużeniem oka

Gdy szklana pogoda, szyby niebieskie od telewizorów...w naszych oknach też odbija się  telewizora ekran, przez który właśnie przemyka Koziołek Matołek.....To może nie jest powód do dumy, bo przecież w naszych czasach praktycznie w każdym domu jest minimum jeden kolorowy telewizor...nie zawsze płaski,,,nie zawsze smart tv....ale jest.....poza tym oglądanie telewizji jest niemodne, niewychowawcze i uzależniające.
 Kubuś lubi oglądać bajki w tv. Jest miłośnikiem Pszczółki Mai, Misia Uszatka i  Reksia......Jego kuzynka woli szybszą akcję,,,,ewentualnie może zaakceptować  w wolniejszym tempie opowieść o księżniczce lub kucyku Pony.....  Ale szanuje Reksia, bo wie, że Reksio to ulubiona bajka jej mamy:) 
Kiedyś na placu zabaw spotkałam pewną babcię z wnuczkiem, która opowiedziała mi o fascynacji chłopca bajką Cars (lub inną bają o autkach).  Maluch nie potrafił przejść obojętnie obok zabawek i innych akcesoriów Cars. Miał ulubioną koszulkę z autkiem i praktycznie się z nią nie rozstawał. Wieczorem, gdy szedł spać trzeba było prać koszulkę, by była gotowa na rano. Raz zrobił awanturę, bo nie miał piżamy z autem.....zdesperowana babcia dorysowała mu autko długopisem......jakoś zaakceptował tą wersję i poszedł spać.
Up Warsaw  puszcza oko do telemaniaków i ma dla nich niespodziankę: ramkę Tiwi lub telewizorek Tiwi.  My też mamy taką tiwi ramkę dla telemaniaka! do której wstawiliśmy wesołe zdjęcie ....dobry humor gwarantowany od rana.....wstawanie  lewą nogą nie robi na nas żadnego wrażenia,,,wystarczy spojrzeć na zdjęcie, które wprawi nas w dobry nastrój na cały dzień...... i to nic, że Kuba ma ospę! Za dwa  tygodnie będzie zdrowy i ospę będzie mógł wykreślić ze swojego kalendarza! A póki co będziemy wymieniać zdjęcia w tiwi ramce, albo wstawimy za nią książeczkę i będziemy czytać:)
ps. to nie jest post sponsorowany, tylko tiwi polecany:)




Ps.2 Polecamy także plakaty Lupio Alfabet i Liczby:). Nauka może być z ich pomocą bardzo przyjemna.
A książeczka za tiwi też jest super: "Jeżyk wyrusza w świat" autorstwa Ulfa Starka i Ann-Catherine Sigrid Stahlberg, nabyta w sklepie Ikea. Przedstawia wiele pożytecznych informacji o zwierzętach; jeże, niedźwiedzie zapadają w sen zimowy, lisy i sowy lubią polować na myszy, muchomory są trujące, toczenie się jest zabawne....A wśród ilustracji ślady, jakie pozostawiają po sobie zwierzęta.....:)

wtorek, 3 lutego 2015

Savoir-vivre w wykonaniu Kuby

Savoir-vivre przy stole w wykonaniu Kuby polega na trafieniu z jedzeniem i piciem  do buzi bez rozlewania i rozrzucania kawałków z  obiadu  dookoła stołu, krzesła i bez plam na ubraniu. No, nie bądźmy tacy drobiazgowi, troszkę nakruszyć można,... komu to czasem się nie zdarzy (niech pierwszy rzuci kamień), nawet przy doskonałej  znajomości zasad ogłady przy stole i sumiennym ich stosowaniu.
Savoir-vivre według definicji to m.in. reguły grzecznościowe obowiązujące w danej grupie. W przypadku Kuby -  w bardzo wąskim znaczeniu może to dotyczyć zachowań panujących w przedszkolu... I ostatnio Kuba przedstawił nowatorskie zastosowanie sztućców, a dokładniej widelca podczas konsumpcji  niezbyt wyrafinowanego dania (ale mniejsza z tym), czyli  pokrojonej na kawałki parówki. Mianowicie nabił na widelec jeden kawałek parówki, a potem odwrócił widelec i nabił kolejny kawałek na drugi koniec widelca, i potem te dwa kawałki trafiły dopiero do buzi, jeden po drugim........ A ja tak sobie siedzę i się zastanawiam i  do tej pory nie jestem pewna, czy to jego autorski pomysł, czy tez podpatrzone w przedszkolu zachowanie????

Dobrze, że delektowanie się lodami nie wymaga stosowania sztućców!